Gdy
wyszli z domu zdziwili się. Padał śnieg a chodnik był lekko zmrożony lodem,
więc łatwo było się poślizgnąć. Dziewczyna spojrzała w górę. Lekkie płatki
śniegu wyglądały jak baletnice. Były różnych wzorów, kręciły się mieniąc w
odcieniach tęczy. Uśmiechnęła się, nie wierzyła własnym oczom. Zawsze gdy
widziała, wyobrażała sobie, dotykała czy chodźmy ktoś mówił o śniegu wzdrygała
się. Nienawidziła go, ale teraz z nim, pełna szczęścia ze związku z Jass’em,
nie potrafiła odpowiedzieć sobie na pytanie: Dlaczego śnieg jest według niej piękny? Nigdy nie myślała o nim w
ten sposób. No ale cóż, ona się zmieniła więc pewnie wszystkie dotychczas
ustanowione przez nią poglądy dotyczące wszystkich tych rzeczy też się
zmieniły.
-Śnieg... –uśmiechnął się Jasper.
-Cóż, w końcu to koniec listopada, zbliżają się święta… Dopiero teraz sobie to uświadomiłam –powiedziała Rose.
-A ja sobie uświadomiłem, że 21 grudnia jest koniec świata! –powiedział Jasper i zaczął się śmiać.
-Ha ha ha! Bardzo śmieszne, ja tu o świętach a ty o końcu świata… -powiedziała dziewczyna.
-No, co? To pierwsze, co mi się skojarzyło z grudniem, a propo grudnia, co byś chciała dostać na mikołajki? –zapytał Jasper.
-Niespodziankę! Sam coś wymyśl –zaśmiała się Rose.
-No proszę podpowiedz coś
-Nieee!
-No błagam cię, chcę cię uszczęśliwić -chłopak pomyślał, że może uda mu się podstępem.
-Nie
-Proooooooooooooooooooooooooooszę!
-Pojedź do Hogwartu i przywieź mi sedes! –powiedziała Rose.
-Na serio? Chcesz sedes z Hogwartu? –zapytał chłopak.
-Tak! Chcę! –wkurzyła się –naprawdę jesteś taki głupi czy tylko udajesz?
-No Rose –podszedł do dziewczyny i pocałował ją w policzek.
-Hmmm… -zamyśliła się –nadal nie!
Poszli dalej, w pewnej chwili napotkali Veronicę. Chłopak błagał, żeby nie odezwała się do niego, bo nie chciał martwić Rose, ale w pewnej chwili podeszła do nich.
-Hej! –uśmiechnęła się promiennie.
-Yyyy… -powiedzieli Jasper i Rosalia.
-A więc to jest twoja dziewczyna, czy my się wczoraj czasem nie poznałyśmy? Chyba tak. Niee! Na stówkę! Jaka jaaa… No, więc nie wiedziałam, że to ty podbiłaś serce Jass’a. Ale dobrze jesteście naprawdę dobrą parą, ładnie ze sobą wyglądacie aż miło patrzeć, pewnie nie tylko ja tak sądze. Ostatnio rozmyślałam czy może znam twoją dziewczynę a tu się okazuje, że ją poznam! Tak się cieszę z tego, że was dzisiaj spotkałam. Dzięki temu już wiem, z kim chodzisz. A tak na serio to strasznie ci zazdroszczę takiego chłopaka, takie z niego ciacho, że aż ślinka leci na serio… -gadała tak i gadała a ta pięknie wyglądająca parka stała i stała zbytnio nie wsłuchując się w to, co mówiła –o Jejkuu!-spojrzała na zegarek –to już ta godzina! No cóż muszę lecieć, bo się spóźnie na obiad! Miło było was spotkać naprawdę! To do zobaczenia! –krzyknęła i pobiegła dalej chodnikiem.
-Eeeem… Może pójdziemy do kawiarni na gorącą czekoladę? –spróbował odciągnąć od tematu Veroniki. I chyba mu się udało, bo Rosalia się zgodziła, lecz spostrzegła, że Jasper chce sprowadzić rozmowę na inne tory. Weszli do kawiarni i chłopak pociągnął dziewczynę do stolika w kącie dużej, przestronnej i ładnie umeblowanej kawiarenki. Po drodze wziął menu. Usiadłszy zaczął przeglądać kartę. Kawa czarna, cappuccino, kawa z mlekiem, kawa Mocka, gorąca czekolada –znalazł to czego szukał i już miał wstać by pójść zamówić ale stwierdził, że zapyta się jeszcze Rose.
-Chcesz może coś jeszcze do czekolady?
-Niee… Nie chcę w domu pewnie będzie obiad, zostaniesz prawda? –zapytała.
-Oczywiście.
Dziewczyna się uśmiechnęła. Chłopak odszedł od stolika i poszedł prosto do kasy.
-Dzień dobry, chciałbym zamówić dwie gorące czekolady –złożył zamówienie.
-Oczywiście to będzie razem 9,99zł.
Chłopak podał jej banknot 10zł-owy.
-Reszta dla pani –powiedział i odszedł.
Po chwili pili już czekoladę. Nie odzywali się do siebie i ta cisza dołowała dziewczynę. Ale nie zamierzała się odezwać. Po dobrych 30 minutach ciszy Jasper odezwał się w końcu.
-Wypiłaś już? Bo ja tak –powiedział.
-Tak wypiłam, możemy iść? –zapytała.
-Tak możemy –powiedział wstając równocześnie z Rose.
Ubrali się i wyszli. Gdy już dochodzili do domu Rose zobaczyli, że jedzie w tym kierunku karetka pogotowia na sygnale. Dziewczyna zobaczyła jak staje przy jej posiadłości więc zaczęła biec. Była przerażona nie wiedziała co się stało, widziała tylko zamazanych lekarzy wbiegających do domu, do jej domu. Cholerne łzy! Klęła w myślach. Chciała teraz wszystko widzieć lecz łzy przerażenia nie pozwalały na to. Obtarła ręką oczy widziała już lepiej ale nadal było porozmazywane bo napływały jej na nowo do oczu. Nie myślała w tej chwili o Jasperze, który pewnie biegnie za nią tylko o tym co się wydarzyło. Czy coś z tatą? Czy z jej rodzeństwem? Gdy dobiegła na miejsce już była pewna. To tata, leżał nieprzytomnie na łóżku na kółkach, które lekarze prowadzili do ambulansu.
-Tato! Nie! Tato! Obudź się! Słyszysz? Obudź! –dziewczyna łkała. Nie wiedziała co się dokładnie stało. Ale była pewna, że nie długo się dowie. W końcu Jasper ją dogonił. Przytulił ją do siebie tak by mogła widzieć odjeżdżającą karetkę. Wyrwała się z uścisku i pobiegła powrotem do miasta. Biegła i zatrzymała się dopiero w parku, nie odczuwała zmęczenia ani zimna. Nie chciała myśleć o niczym. Chciała mieć tylko pewność, że z jej ojcem wszystko w porządku.
-Śnieg... –uśmiechnął się Jasper.
-Cóż, w końcu to koniec listopada, zbliżają się święta… Dopiero teraz sobie to uświadomiłam –powiedziała Rose.
-A ja sobie uświadomiłem, że 21 grudnia jest koniec świata! –powiedział Jasper i zaczął się śmiać.
-Ha ha ha! Bardzo śmieszne, ja tu o świętach a ty o końcu świata… -powiedziała dziewczyna.
-No, co? To pierwsze, co mi się skojarzyło z grudniem, a propo grudnia, co byś chciała dostać na mikołajki? –zapytał Jasper.
-Niespodziankę! Sam coś wymyśl –zaśmiała się Rose.
-No proszę podpowiedz coś
-Nieee!
-No błagam cię, chcę cię uszczęśliwić -chłopak pomyślał, że może uda mu się podstępem.
-Nie
-Proooooooooooooooooooooooooooszę!
-Pojedź do Hogwartu i przywieź mi sedes! –powiedziała Rose.
-Na serio? Chcesz sedes z Hogwartu? –zapytał chłopak.
-Tak! Chcę! –wkurzyła się –naprawdę jesteś taki głupi czy tylko udajesz?
-No Rose –podszedł do dziewczyny i pocałował ją w policzek.
-Hmmm… -zamyśliła się –nadal nie!
Poszli dalej, w pewnej chwili napotkali Veronicę. Chłopak błagał, żeby nie odezwała się do niego, bo nie chciał martwić Rose, ale w pewnej chwili podeszła do nich.
-Hej! –uśmiechnęła się promiennie.
-Yyyy… -powiedzieli Jasper i Rosalia.
-A więc to jest twoja dziewczyna, czy my się wczoraj czasem nie poznałyśmy? Chyba tak. Niee! Na stówkę! Jaka jaaa… No, więc nie wiedziałam, że to ty podbiłaś serce Jass’a. Ale dobrze jesteście naprawdę dobrą parą, ładnie ze sobą wyglądacie aż miło patrzeć, pewnie nie tylko ja tak sądze. Ostatnio rozmyślałam czy może znam twoją dziewczynę a tu się okazuje, że ją poznam! Tak się cieszę z tego, że was dzisiaj spotkałam. Dzięki temu już wiem, z kim chodzisz. A tak na serio to strasznie ci zazdroszczę takiego chłopaka, takie z niego ciacho, że aż ślinka leci na serio… -gadała tak i gadała a ta pięknie wyglądająca parka stała i stała zbytnio nie wsłuchując się w to, co mówiła –o Jejkuu!-spojrzała na zegarek –to już ta godzina! No cóż muszę lecieć, bo się spóźnie na obiad! Miło było was spotkać naprawdę! To do zobaczenia! –krzyknęła i pobiegła dalej chodnikiem.
-Eeeem… Może pójdziemy do kawiarni na gorącą czekoladę? –spróbował odciągnąć od tematu Veroniki. I chyba mu się udało, bo Rosalia się zgodziła, lecz spostrzegła, że Jasper chce sprowadzić rozmowę na inne tory. Weszli do kawiarni i chłopak pociągnął dziewczynę do stolika w kącie dużej, przestronnej i ładnie umeblowanej kawiarenki. Po drodze wziął menu. Usiadłszy zaczął przeglądać kartę. Kawa czarna, cappuccino, kawa z mlekiem, kawa Mocka, gorąca czekolada –znalazł to czego szukał i już miał wstać by pójść zamówić ale stwierdził, że zapyta się jeszcze Rose.
-Chcesz może coś jeszcze do czekolady?
-Niee… Nie chcę w domu pewnie będzie obiad, zostaniesz prawda? –zapytała.
-Oczywiście.
Dziewczyna się uśmiechnęła. Chłopak odszedł od stolika i poszedł prosto do kasy.
-Dzień dobry, chciałbym zamówić dwie gorące czekolady –złożył zamówienie.
-Oczywiście to będzie razem 9,99zł.
Chłopak podał jej banknot 10zł-owy.
-Reszta dla pani –powiedział i odszedł.
Po chwili pili już czekoladę. Nie odzywali się do siebie i ta cisza dołowała dziewczynę. Ale nie zamierzała się odezwać. Po dobrych 30 minutach ciszy Jasper odezwał się w końcu.
-Wypiłaś już? Bo ja tak –powiedział.
-Tak wypiłam, możemy iść? –zapytała.
-Tak możemy –powiedział wstając równocześnie z Rose.
Ubrali się i wyszli. Gdy już dochodzili do domu Rose zobaczyli, że jedzie w tym kierunku karetka pogotowia na sygnale. Dziewczyna zobaczyła jak staje przy jej posiadłości więc zaczęła biec. Była przerażona nie wiedziała co się stało, widziała tylko zamazanych lekarzy wbiegających do domu, do jej domu. Cholerne łzy! Klęła w myślach. Chciała teraz wszystko widzieć lecz łzy przerażenia nie pozwalały na to. Obtarła ręką oczy widziała już lepiej ale nadal było porozmazywane bo napływały jej na nowo do oczu. Nie myślała w tej chwili o Jasperze, który pewnie biegnie za nią tylko o tym co się wydarzyło. Czy coś z tatą? Czy z jej rodzeństwem? Gdy dobiegła na miejsce już była pewna. To tata, leżał nieprzytomnie na łóżku na kółkach, które lekarze prowadzili do ambulansu.
-Tato! Nie! Tato! Obudź się! Słyszysz? Obudź! –dziewczyna łkała. Nie wiedziała co się dokładnie stało. Ale była pewna, że nie długo się dowie. W końcu Jasper ją dogonił. Przytulił ją do siebie tak by mogła widzieć odjeżdżającą karetkę. Wyrwała się z uścisku i pobiegła powrotem do miasta. Biegła i zatrzymała się dopiero w parku, nie odczuwała zmęczenia ani zimna. Nie chciała myśleć o niczym. Chciała mieć tylko pewność, że z jej ojcem wszystko w porządku.
Siedziała tak do wieczora, nie odbierała telefonów, nie odpisywała na sms. Nic, kompletnie tak jakby się rozpłynęła. Siedziała tylko skulona pod drzewem. Zmarzła dosyć, nie mówiąc o głodzie.
-Tutaj jesteś, martwiłem się o ciebie –powiedział Jasper kucając przy dziewczynie.
-Truu… trudn… trudno… -powiedziała łkającym i drżącym głosem.
-Nie, wcale nie trudno. Wróć do domu. Proszę –powiedział łagodnie do niej.
-No dobrze –powiedziała, ale nie przyznała się do tego, że podczas biegu krzywo stanęła i skręciła kostkę, dlatego tutaj siedzi. Spróbowała wstać ale gdy stanęła na tej nodze to zasyczała z bulu.
-Coś się stało? –zapytał zmartwiony chłopak.
-Nie nic to tylko kostka, chyba ją skręciłam –przyznała się.
Nic nie mówiąc chłopak wziął ją na barana. Dziewczyna zarumieniła się, jeszcze nigdy nie siedział na ramionach u Jaspera.
-Ooooo… Nie trzeba było –powiedziała.
-Trzeba, trzeba. A doszła byś sama do domu?
-No niee… -zaśmiała się dziewczyna
Dosyć krótki, ale nie miałam za dużo czasu do napisania. Zaczęłam go w listopadzie-na początku. Ale wirus zżarł mi początek i musiałam odtworzyć. I jeszcze dopisać dalej. Dopiero tydzień temu odzyskałam laptopa, więc się nie dziwcie a miałam jeszcze do napisania referat. Buziorki ;****
Pozbadz sie Veroniki!!!!! Natychmiast!! Mam wrazenie ze ta "bicz" namiesza..
OdpowiedzUsuńBiedna Rose a Jasper ciagle przy niej ;) postawa godna idealnego faceta (i oby takim pozostal) .. Pamietaj!! On nie moze kombinowac z inna!! Pamietaj!!
No to.. Ten.. Tego.. Unioslam sie ;D czekam na kolejny rozdzial ;*
hahaha :D postaram się powstrzymać Veronikę :D
UsuńDzięki bardzo ;*