piątek, 28 grudnia 2012

10 rozdział


                Dziewczyna obudziła się wcześnie, w pokoju panował półmrok. Zobaczyła, że chłopak leży obok niej. Uśmiechnęła się do siebie pierwszy raz spał u niej. Widocznie… właśnie! TATA! Co z ojcem?! Idę do szpitala, czy może poczekać na Jass’a? Nie wiem sama…
-Mmmm… Rose, chodź.
-Noo, ja chce iść do szpitala do taty.
-Ciekawe jest to jak tam dojdziesz?
-Ano… kostka.
Dziewczyna się zasmuciła, wyjęła swój pamiętnik i zaczęła pisać.
Kochany pamiętniku.
Smutno mi, ojciec leży w szpitalu, a ja nie wiem jak się tam dostane a martwię się jak cholera!
Boję się…
A co jak to coś poważnego? To nie może być coś poważnego! Nie pozwalam. Nie…
Co ja zrobię gdy stanie się coś z moim drugim rodzicem?
Przecież Austin nie jest jeszcze dorosły i nie mógłby się nami opiekować.
 No ma te 17 lat, ale to nie 18.
A kiedy on ma urodziny? Hmmm…
Za parę miesięcy, wiem, że wiosną. Ale miesiąca nie pamiętam.
-Co tam piszesz?
-Aaa… nic takiego.
-Znowu kłamiesz, powiedz prawdę.
-Nooo… to jest, ten… tego…
-No mów.
-…pamiętnik.
-Już rozumiem… al…
-Tylko nie waż się go brać do rąk! To są moje prywatne sprawy…
-Przerywasz mi.
-Przepraszam, to, co chciałeś mi powiedzieć?
-Już nic, nie ważne.
-Ważne, ważne. Mów…
-Niee…
-Czemu?
-Bo nie pamiętam, co to chciałem powiedzieć.
Chłopak zaśmiał się z samego siebie a dziewczyna dołączyła do niego.
-To co? Kładziesz się jeszcze?
-Nooo… Nie wiem, może.
-Prooooo…
-No dobra.
-Hahahaha…
Dziewczyna pokuśtykała to łóżka i położyła się. Przytuliła się do chłopaka i zasnęła.
Obudziła się parę godzin później cała zlana potem próbując wymazać z pamięci ten koszmarny sen. Była w nim jej zmarła mama i ojciec. Obaj już nieżywi. Śmiali się złowrogo i próbowali ją złapać. Wyglądali okropnie oboje w strojach pogrzebowych. Ojciec w garniturze całym w ziemi, błocie i kurzu gdzieniegdzie dziurawym. Matka była w sukience w której ją pochowali. Beżowa z ¾ rękawem cała poobdzierana. Dziewczyna pamiętała, że przy rękawach była falbanka już jej nie było ale za to rękawy były postrzępione spojrzała w dół. Te buty… Zawsze chodziła w nich do kościoła. Pamięta je bo chodziły zawsze razem, niestety gdy miała 5 lat umarła. Miała raka, zbyt późno wykrytego by coś z nim zrobić. Gdy go wykryli to dawali jej najwyżej parę dni. Lecz matka przeżyła jeszcze tydzień później zmarła. Wszyscy byli pogrążeni w żałobie, bo przecież dopiero, co urodziła się Ally. Miała wtedy roczek. Biedactwo nigdy nie poznało mamy tak naprawdę. Wszyscy jej żałowali. Wszyscy prócz jednej osoby-Rose. Nienawidziła jej od samego początku. Przecież to ona zawsze była jedyną córeczką mamusi! Wtedy to był koszmar, gdy dowiedziała się, że będzie miała siostrę. Nie brata, ale siostrę! Dziewczyna oburzyła się na cały świat przez kilka tygodni nie odzywała się do nikogo, prawie nic nie jadła. Rodzice się o nią martwili, ale ona dalej siedziała w swoim pokoju i gdy tylko ktoś do niej przychodził wyganiała go. Mówiła: „Idź sobie! Nie chcę cię widzieć” I dalej siedziała i nuciła coś żeby się uspokoić. Gdy już było tragicznie mała Rose wyglądała jak kościotrup rodzice tylko czekali aż straci przytomność gotowi byli żeby zadzwonić na pogotowie. I stało się mała dziewczynka zemdlała. A rodzice od razu zadzwonili po pomoc. Karetka przyjechała natychmiastowo. Niedowierzali, że mała tak wygląda i, że nie chciała jeść. Ale cóż, prawda to prawda wyszła na jaw. Dziewczynce wtedy wykryli chorobę, którą ma do dzisiaj.
Dziewczyna przestała wspominać dawne czasy z rodzicami, bo poczuła, że po policzkach spływają jej łzy. Po chwili miała całe policzki mokre od płaczu. Nie chciała tego, nie chciała znowu wracać do wspomnień, bała się, że rany znowu mogą się otworzyć. W tym momencie Jasper przeciągnął się i usiadł. Dziewczyna szybko obtarła łzy rękami, tak, aby nie było widać, że płakała. Leżała tak udawając, że śpi. Chłopak się nabrał sięgnął po jej zeszyt i prawie już go dotknął gdy:
-NIE DOTYKAJ ZESZYTU!
Rosalia podniosła się błyskawicznie. Chłopak zaskoczony i zdezorientowany spadł z łóżka na podłogę.
-Yyyyyyyyy… Emm… ja sięgałem… Sięgałem po… długopis!
-Taaaaaaak… Jasne.
-No, serioo…
-Zapamiętaj! Nigdy, ale to nigdy w życiu nie dotykaj mojego pamiętnika, bo cię ukatrupie! Zrozumiałeś?
-Tak…
Po chwili zeszli na śniadanie, zdziwiła ją jedna rzecz. Ally zawsze miała otwarte drzwi do pokoju. Musiało się coś stać.
Dziewczyna poszła do Ally, zapukała i weszła. Ally siedziała i chyba płakała, bo zakrywała twarz dłońmi.
-Ally, co się stało?
-Nic…
12 letnia dziewczyna odpowiadała ponuro, łamiącym się głosem. Słychać było, że coś jej leży na sercu ale trzeba się teraz tego dowiedzieć.
-Mała, powiedz.
-To nic takiego…
-Jakby to było nic to byś nie płakała.
-hmph…
-No proszę cię,  powiedz.
-Dlaczego ci, których kochamy nas nie zauważają? A jak nie zauważają to ranią bo nie wiedzą co tak na prawdę się dzieje… To jest niesprawiedliwe, że tobie się życie układa a mnie nikt nie chce, bo jestem brzydka. W ogóle jakaś taka niska i za chuda…
-PRZESTAŃ! Nigdy więcej nie mów przy mnie, że jesteś brzydka! Jesteś ładna, masz piękne oczy. Wiesz o tym? A niska? Trudno! Założysz szpilki i będzie dobrze, chuda? I dobrze takie najładniejsze.
-Ty jesteś piękna, nie wiesz, co to znaczy być brzydką.
-Ja?  Jestem ładna, dlatego, że wierzę w siebie. Dlatego że ja uważam, że nie jestem brzydka. Uwierz w siebie! Zdobądź się na odwagę i pójdź do niego, powiedz, co czujesz. A jak wyśmieje to powiesz, że przynajmniej masz odwagę stanąć przed nim i to powiedzieć.
-Pójdziesz ze mną?
-Jasne. Po to jestem, żeby ci pomóc.
-Dzięki, kocham cię siostrzyczko.
-Ja ciebie też mała.

Rozległo się pukanie drzwi. Do domu państwa Waild.
-Mamo! Otwórz drzwi!
-Idę, już.
-Dzień dobry. Czy jest Max?
-Tak, jest. To ja zawołam.
Dziewczyna odwróciła się do siostry stojącej za krzakami a ta pokazała jej dwa kciuki w górę. Wkrótce wyszedł chłopak. Faktycznie był przystojny.
-Yyy… Cześć
-Hej.
-Co chcesz?
-Chcę z tobą porozmawiać.
-O czym?
-O pewnej rzeczy. Tylko obiecaj, że nie będziesz przerywał, dobrze?
-Mhmm, dobrze.
-To tak… Too, to jest silniejsze ode mnie. Ja… nie potrafie patrzeć na to jak mnie traktujesz, jak mnie ranisz. Chociaż nie wiesz dlaczego te rany są takie głębokie…
-Chwile… Wiem, że miałem nie przerywać ale proszę daj mi coś wytłumaczyć. Dlatego cię tak traktuję, booo… bo ja się w tobie… ja. Zakochałem się.
-Tak?! Właśnie ci chciałam powiedzieć to samo! Nawet nie wiesz jaka jestem szczęśliwa.
I mała dziewczyna przytuliła się do chłopaka, a ten objął ją mocno w tali i posadził na murku przy wejściu do domu. A potem pocałował ją w policzek.
-Ooooo… -a to się wydusiło Rosalie, ale na tyle cicho, że nie ułyszeli.
Gdy się przytulali Ally spojrzała na siostrę a Rosalie pokazała jej gestem, że idzie i pomachała jej.
Zeskoczyła z murka i weszli do jego domu. Max od razu przedstawił ją mamie, jako jego dziewczynę. Starsza kobieta się uśmiechnęła a oni wyszli z domu na spacer.  Przyszli do domu Ally cali zziębnięci.
-Ally, gdzieś ty była?
-No, ten tego…
-Aaa…
Rosalia zobaczyła dopiero młodego chłopaka.
-To ja wam herbaty zrobię.
-My idziemy do mojego pokoju.
-Mhmm…
Rosalia poszła do Jaspera, który siedział w kuchni i pił gorącą czekoladę.
-Mała ma chłopaka.
Powiedziała poczym zaśmiała się, ucieszona.
-Serio? Ten MAŁY ZGRED ma chłopaka?
Powiedział tak głośno te 2 słowa żeby Ally usłyszała.
-SŁYSZĘ!!! I WCALE NIE JESTEM ZGREDEM TY PADALCU!
-Hahahahahahahaha!
Jass zaśmiał się cicho, uwielbiał się z nią droczyć. Jak już zaczynali to zawsze wymyślała jakieś fajne przezwiska jak: padalec, tępy gruz, brzydki śledź, a najczęściej nazywała go wielkim, parszywym durniem. Rose zachichotała cicho. Właśnie wnosiła im po schodach herbatę, zapukała w drzwi i weszła. Siedzieli na wielkim wodnym fotelu i rozmawiali, a Max obejmował Ally ramieniem. Nie zwrócili na nią uwagi, więc dziewczyna szybko położyła herbaty na stoliku.
-Dzięki
Usłyszała gdy wychodziła.
-Austin! Cho no!
-Juuuu!
Dziewczyna zawołała brata. Po chwili przyszedł.
-No?
-Mała ma chłopaka, ma na imię Max.
-Taaa… Kręcisz…
Chłopak niedowierzał, ale to była prawda.
-To już chyba nie jest taka mała jak nam się wydaje.
-A jeszcze niedawno powiedziałabym do niej, że jest małym, śmierdzącym berbeciem.
-Ja też.
-Dobra idź! Jass choooooodź tuuuuu!
Poszła do swojego pokoju i położyła się na łóżku, było już ciemno.
-Dziemy spać?
-Nooo, jestem już trochu zmęczony.
-Miło mi to słyszeć, bo mam ochotę się do kogoś przytulić.
Dziewczyna wstała, podeszła do Jaspera i przytuliła się do niego.


Taki romantyczny, świąteczny miałam dodać wczoraj ale zapomniałam :D Wszystkiego dobrego na nowy rok, buziaki ;*

niedziela, 2 grudnia 2012

9 rozdział


                Gdy wyszli z domu zdziwili się. Padał śnieg a chodnik był lekko zmrożony lodem, więc łatwo było się poślizgnąć. Dziewczyna spojrzała w górę. Lekkie płatki śniegu wyglądały jak baletnice. Były różnych wzorów, kręciły się mieniąc w odcieniach tęczy. Uśmiechnęła się, nie wierzyła własnym oczom. Zawsze gdy widziała, wyobrażała sobie, dotykała czy chodźmy ktoś mówił o śniegu wzdrygała się. Nienawidziła go, ale teraz z nim, pełna szczęścia ze związku z Jass’em, nie potrafiła odpowiedzieć sobie na pytanie: Dlaczego śnieg jest według niej piękny? Nigdy nie myślała o nim w ten sposób. No ale cóż, ona się zmieniła więc pewnie wszystkie dotychczas ustanowione przez nią poglądy dotyczące wszystkich tych rzeczy też się zmieniły.
-Śnieg... –uśmiechnął się Jasper.
-Cóż, w końcu to koniec listopada, zbliżają się święta… Dopiero teraz sobie to uświadomiłam –powiedziała Rose.
-A ja sobie uświadomiłem, że 21 grudnia jest koniec świata! –powiedział Jasper i zaczął się śmiać.
-Ha ha ha! Bardzo śmieszne, ja tu o świętach a ty o końcu świata… -powiedziała dziewczyna.
-No, co? To pierwsze, co mi się skojarzyło z grudniem, a propo grudnia, co byś chciała dostać na mikołajki? –zapytał Jasper.
-Niespodziankę! Sam coś wymyśl –zaśmiała się Rose.
-No proszę podpowiedz coś
-Nieee!
-No błagam cię, chcę cię uszczęśliwić -chłopak pomyślał, że może uda mu się podstępem.
-Nie
-Proooooooooooooooooooooooooooszę!
-Pojedź do Hogwartu i przywieź mi sedes! –powiedziała Rose.
-Na serio? Chcesz sedes z Hogwartu? –zapytał chłopak.
-Tak! Chcę! –wkurzyła się –naprawdę jesteś taki głupi czy tylko udajesz?
-No Rose –podszedł do dziewczyny i pocałował ją w policzek.
-Hmmm… -zamyśliła się –nadal nie!
Poszli dalej, w pewnej chwili napotkali Veronicę. Chłopak błagał, żeby nie odezwała się do niego, bo nie chciał martwić Rose, ale w pewnej chwili podeszła do nich.
-Hej! –uśmiechnęła się promiennie.
-Yyyy… -powiedzieli Jasper i Rosalia.
-A więc to jest twoja dziewczyna, czy my się wczoraj czasem nie poznałyśmy? Chyba tak. Niee! Na stówkę! Jaka jaaa… No, więc nie wiedziałam, że to ty podbiłaś serce Jass’a. Ale dobrze jesteście naprawdę dobrą parą, ładnie ze sobą wyglądacie aż miło patrzeć, pewnie nie tylko ja tak sądze. Ostatnio rozmyślałam czy może znam twoją dziewczynę a tu się okazuje, że ją poznam! Tak się cieszę z tego, że was dzisiaj spotkałam. Dzięki temu już wiem, z kim chodzisz. A tak na serio to strasznie ci zazdroszczę takiego chłopaka, takie z niego ciacho, że aż ślinka leci na serio… -gadała tak i gadała a ta pięknie wyglądająca parka stała i stała zbytnio nie wsłuchując się w to, co mówiła –o Jejkuu!-spojrzała na zegarek –to już ta godzina! No cóż muszę lecieć, bo się spóźnie na obiad! Miło było was spotkać naprawdę! To do zobaczenia! –krzyknęła i pobiegła dalej chodnikiem.
-Eeeem… Może pójdziemy do kawiarni na gorącą czekoladę? –spróbował odciągnąć od tematu Veroniki. I chyba mu się udało, bo Rosalia się zgodziła, lecz spostrzegła, że Jasper chce sprowadzić rozmowę na inne tory. Weszli do kawiarni i chłopak pociągnął dziewczynę do stolika w kącie dużej, przestronnej i ładnie umeblowanej kawiarenki. Po drodze wziął menu. Usiadłszy zaczął przeglądać kartę. Kawa czarna, cappuccino, kawa z mlekiem, kawa Mocka, gorąca czekolada –znalazł to czego szukał i już miał wstać by pójść zamówić ale stwierdził, że zapyta się jeszcze Rose.
-Chcesz może coś jeszcze do czekolady?
-Niee… Nie chcę w domu pewnie będzie obiad, zostaniesz prawda? –zapytała.
-Oczywiście.
Dziewczyna się uśmiechnęła. Chłopak odszedł od stolika i poszedł prosto do kasy.
-Dzień dobry, chciałbym zamówić dwie gorące czekolady –złożył zamówienie.
-Oczywiście to będzie razem 9,99zł.
Chłopak podał jej banknot 10zł-owy.
-Reszta dla pani –powiedział i odszedł.
Po chwili pili już czekoladę. Nie odzywali się do siebie i ta cisza dołowała dziewczynę. Ale nie zamierzała się odezwać. Po dobrych 30 minutach ciszy Jasper odezwał się w końcu.
-Wypiłaś już? Bo ja tak –powiedział.
-Tak wypiłam, możemy iść? –zapytała.
-Tak możemy –powiedział wstając równocześnie z Rose.
Ubrali się i wyszli. Gdy już dochodzili do domu Rose zobaczyli, że jedzie w tym kierunku karetka pogotowia na sygnale. Dziewczyna zobaczyła jak staje przy jej posiadłości więc zaczęła biec. Była przerażona nie wiedziała co się stało, widziała tylko zamazanych lekarzy wbiegających do domu, do jej domu. Cholerne łzy! Klęła w myślach. Chciała teraz wszystko widzieć lecz łzy przerażenia nie pozwalały na to. Obtarła ręką oczy widziała już lepiej ale nadal było porozmazywane bo napływały jej na nowo do oczu. Nie myślała w tej chwili o Jasperze, który pewnie biegnie za nią tylko o tym co się wydarzyło. Czy coś z tatą? Czy z jej rodzeństwem? Gdy dobiegła na miejsce już była pewna. To tata, leżał nieprzytomnie na łóżku na kółkach, które lekarze prowadzili do ambulansu.
-Tato! Nie! Tato! Obudź się! Słyszysz? Obudź! –dziewczyna łkała. Nie wiedziała co się dokładnie stało. Ale była pewna, że nie długo się dowie. W końcu Jasper ją dogonił. Przytulił ją do siebie tak by mogła widzieć odjeżdżającą karetkę. Wyrwała się z uścisku i pobiegła powrotem do miasta. Biegła i zatrzymała się dopiero w parku, nie odczuwała zmęczenia ani zimna. Nie chciała myśleć o niczym. Chciała mieć tylko pewność, że z jej ojcem wszystko w porządku.
  


Siedziała  tak do wieczora, nie odbierała telefonów, nie odpisywała na sms. Nic, kompletnie tak jakby się rozpłynęła. Siedziała tylko skulona pod drzewem. Zmarzła dosyć, nie mówiąc o głodzie.
-Tutaj jesteś, martwiłem się o ciebie –powiedział Jasper kucając przy dziewczynie.
-Truu… trudn… trudno… -powiedziała łkającym i drżącym głosem.
-Nie, wcale nie trudno. Wróć do domu. Proszę –powiedział łagodnie do niej.
-No dobrze –powiedziała, ale nie przyznała się do tego, że podczas biegu krzywo stanęła i skręciła kostkę, dlatego tutaj siedzi. Spróbowała wstać ale gdy stanęła na tej nodze to zasyczała z bulu.
-Coś się stało? –zapytał zmartwiony chłopak.
-Nie nic to tylko kostka, chyba ją skręciłam –przyznała się.
Nic nie mówiąc chłopak wziął ją na barana. Dziewczyna zarumieniła się, jeszcze nigdy nie siedział na ramionach u Jaspera.
-Ooooo… Nie trzeba było –powiedziała.
-Trzeba, trzeba. A doszła byś sama do domu?
-No niee… -zaśmiała się dziewczyna

Dosyć krótki, ale nie miałam za dużo czasu do napisania. Zaczęłam go w listopadzie-na początku. Ale wirus zżarł mi początek i musiałam odtworzyć. I jeszcze dopisać dalej. Dopiero tydzień temu odzyskałam laptopa, więc się nie dziwcie a miałam jeszcze do napisania referat. Buziorki ;****